— Nie, rzekł mu do ucha gruby człowiek w masce, akcentując tę zgłoskę w sposób płacący tysiącem szyderstw za jedno.
Rastignac, mimo iż z natury nie dający sobie dmuchać w kaszę, stanął w miejscu jak rażony piorunem. Żelazna ręka, z której niepodobna mu się było wyswobodzić, pociągnęła go ku oknu.
— Młody kogutku, wylęgły w kojcu mamy Vauquer[1], ty, któremu brakło odwagi aby zgarnąć miljony papy Taillefer, wówczas gdy główna część roboty była odwalona, wiedz, dla swego osobistego bezpieczeństwa, iż, jeżeli nie będziesz postępował z Lucjanem niby z ukochanym bratem, my mamy cię w rękach, a ty nas nie. Milczenie i lojalność, albo też wmieszam się w twoją grę, aby ci powywracać kręgle. Lucjan de Rubempré jest pod opieką największej dzisiaj potęgi, Kościoła. Wybieraj: życie a śmierć. Milczysz?
Rastignac odczuł zawrót głowy, jak człowiek który zasnął w lesie, a obudzi się w sąsiedztwie wygłodniałej lwicy. Uczuł lęk, ale bez świadków: najodważniejsi ludzie poddają się wówczas lękowi.
— Jeden tylko on może wiedzieć... ośmieliłby się... rzekł do siebie półgłosem.
Człowiek w masce ścisnął mu rękę, nie dając dokończyć:
— Czyń tak, jakgdyby to był on, rzekł.
Rastignac zachował się wówczas, jak zachowuje się miljoner na gościńcu na widok pistoletu bandyty: skapitulował.
— Drogi hrabio, rzekł do du Châteleta, jeżeli ci zależy na twej pozycji, odnoś się do Lucjana de Rubempré jak do człowieka który znajdzie się pewnego dnia o wiele wyżej od ciebie.
Człowiek w masce uczynił niedostrzegalny gest zadowolenia i dalej puścił się w tropy Lucjana.
— Szybko zmieniłeś przekonania co do niego, mój drogi?
— Równie szybko jak ci, którzy zasiadają w centrum a gło-
- ↑ Ojciec Goriot.