Strona:PL Balzac - Blaski i nędze życia kurtyzany.djvu/26

Ta strona została uwierzytelniona.

— Cóż takiego, mój drogi?...
— Stronnictwo.
— Istnieje stronnictwo Lucjana? rzekł, uśmiechając się, Vernou.
— Finot, wziął cię ten chłopak, przepowiadałem ci, Lucjan ma talent, nie umiałeś się z nim liczyć, wykierowałeś go. Dalej, do Kanossy, stary hultaju! rzekł Blondet.
Kuty na cztery nogi, Blondet podchwycił niejeden sekret w akcencie, geście, fizjognomji Lucjana; głaszcząc jego próżność, starał się go pociągnąć za język. Chciał poznać sprężyny powrotu Lucjana do Paryża, jego zamiary, środki.
— Na kolana przed człowiekiem, którego nie dorośniesz nigdy, mimo iż zowiesz się Finot! ciągnął. Policz Lucjana, i to natychmiast, między ludzi silnych, do których należy przyszłość; on jest nasz. Mając talent i urodę, czyż nie musi dojść do celu quibuscumque viis? Oto zjawił się znowu, w zbroicy medjolańskiej, z koncerzem dobytym z pochew i z rozwiniętym sztandarem! — Tam do kata, Lucjanie, gdzieżeś ty uszczknął tę śliczną kamizelkę? Jedynie miłość umie znajdować podobne materje. Mamy mieszkanko? W tej chwili, trzeba mi pilno adresów przyjaciół, nie mam dachu nad głową. Finot wypowiedział mi dom na dziś wieczór pod ordynarnym pretekstem „kobiety“.
— Mój drogi, odparł Lucjan, wprowadziłem w czyn zasadę, z którą człowiek pewny jest, że będzie żył w spokoju: Fuge, late, tace. Żegnaj.
— Ba, nie puszczę cię, póki się nie wypłacisz ze świętego długu: kolacyjka, wiesz? rzekł Blondet, który był smakoszem i chętnie dawał się gościć kiedy był bez pieniędzy.
— Co za kolacyjka? spytał Lucjan z mimowolnym gestem zniecierpliwienia.
— Nie przypominasz sobie? Oto, po czem poznaję, że druhowi dobrze się powodzi: traci pamięć.