Strona:PL Balzac - Blaski i nędze życia kurtyzany.djvu/269

Ta strona została skorygowana.

— Adwokat?... wykrzyknął Séchard. To słowo przyprawia mnie o kurcz żołądka.
— Dziękuję, rzekł mer Marsac, nazwiskiem Cachan, niegdyś adwokat w Angoulême, któremu, swego czasu, poruczono ściganie Dawida.
— Poczciwy Dawid nie zmieni się już, zawsze będzie roztargniony! rzekła Ewa z uśmiechem.
— Adwokat z Paryża! rzekł Courtois, macie państwo interesy w Paryżu?
— Nie, rzekła Ewa.
— Macie tam brata, zauważył Courtois.
— Byle to nie było coś z powodu spadku po ojcu Séchard, rzekł Cachan. Stary robił interesy bardzo podejrzane!...
Corentin i Derville, skłoniwszy się i wymieniwszy nazwiska, poprosili o rozmowę na osobności z panią Séchard i jej mężem.
— Chętnie, rzekł Séchard. Ale czy to w interesach?
— Wyłącznie w sprawie spadku po szanownym ojcu pańskim, odparł Corentin.
— Pozwoli pan w takim razie, że pan mer, który jest dawnym adwokatem z Angoulême, będzie obecny.
— Pan Derville?... rzekł Cachan spoglądając na Corentina.
— Nie, to pan, odparł Corentin, wskazując adwokata który się ukłonił.
— Ale, rzekł Séchard, jesteśmy tu w rodzinie, nie mamy nic do ukrywania naszym sąsiadom, poco chodzić do gabinetu gdzie niema ognia... Życie moje jest jasne.
— Ale życie pańskiego ojca, rzekł Corentin, miało swoje tajemnice, których może nie będzie pan rad rozgłaszać.
— Czy to rzecz, o którą trzebaby nam się rumienić?... wykrzyknęła Ewa, przerażona.
— Och! nie, drobnostka, grzeszek młodości, rzekł Corentin, zastawiając z najzimniejszą krwią jedną z tysiąca swoich łapek na myszy. Ojciec obdarzył pana starszym bratem.