oczy tygrysa, umartwienia i surowe życie rozciągnęły zasłonę podobną tej, jaka zasnuwa widnokrąg w dnie kanikuły: ziemia jest gorąca i promienna, ale opar czyni ją niewyraźną, zamgloną; jest prawie niewidzialna. Nawskroś hiszpańska powaga, głębokie bruzdy podobne do nierównych kolei gościńca a zeszpecone jeszcze śladami ospy, poorały jego oliwkową twarz spaloną słońcem. Surowość tej fizjognomji uwydatniała jeszcze peruka, peruka księdza który nie dba już o swoją osobę, wytarta, czarna, zrudziała. Tors atlety, ręce starego żołnierza, silne ramiona czyniły go podobnym do karjatyd na włoskich pałacach. Najmniej przenikliwy odgadłby, iż chyba jakieś palące namiętności lub niezwykłe przygody rzuciły tego człowieka na łono Kościoła; zaiste, jedynie potężne uderzenia gromu mogły go odmienić, o ile wogóle podobna natura dostępna jest odmianie. Kobiety, wiodące życie tak bardzo w tej chwili znienawidzone przez Esterę, dochodzą do zupełnej obojętności na punkcie fizycznych warunków mężczyzny. Podobne są do dzisiejszego krytyka literackiego, którego, pod pewnym względem, można do nich przyrównać i który nabywa głębokiej obojętności na formuły sztuki: czytał tyle utworów, tyle się ich przewinęło przed nim, tak się oswoił z drukiem, przeżył tyle rozwiązań, widział tyle dramatów, napisał tyle artykułów nie mówiąc tego co myśli, zdradzając tak często sprawę sztuki na rzecz przyjaźni lub niechęci, iż nabiera wstrętu do wszelkiego pisma, a mimo to sprawuje dalej sądy. Trzeba cudu, aby taki pisarz wydał dzieło, jak cudu trzeba aby szlachetna i czysta miłość mogła wykwitnąć w sercu kurtyzany. Ton i objeście tego księdza wydały się biednej dziewczynie tak wrogie, iż doznała uczucia, że jest dlań nietyle przedmiotem troski, ile potrzebnym czynnikiem jakiegoś planu. Nie umiejąc rozróżnić między obleśną mową interesu a namaszczeniem miłosierdzia (trzeba się dobrze mieć na baczności, aby rozpoznać fałszywą monetę przyjaźni), uczuła się niby w szponach potwornego i okrutnego ptaka, który spada na nią po długiem kołowaniu. W przerażeniu, rzekła strwożonym głosem:
Strona:PL Balzac - Blaski i nędze życia kurtyzany.djvu/45
Ta strona została uwierzytelniona.