jej bladość o odcieniu zwiędłej trawy, na jej oczy umierającej gazeli, melancholijną pozę. Ester podniosła się na widok Hiszpana, ruchem który uwydatnił jak mało miała w sobie życia i jak mało ochoty do życia. Ta biedna cyganka, ta zraniona dzika jaskółka, obudziła drugi raz litość Karlosa Herrery. Posępny sługa boży, którym Bóg powinien się był posługiwać jedynie dla dzieł swej zemsty, powitał chorą uśmiechem, który wyrażał tyleż goryczy co słodyczy, tyleż pomsty co miłosierdzia. Nawykła, od czasu klasztornego życia, do medytacji, do zagłębiania się w samej sobie, Ester odczuła po raz drugi nieufność na widok opiekuna; ale, jak pierwszym razem, uspokoiły ją natychmiast jego słowa.
— I cóż, drogie dziecko, rzekł, czemu nie mówisz nigdy o Lucjanie?
— Przyrzekłam, odparła zadrżawszy od stóp do głów, przysięgłam ci, ojcze, nie wymawiać tego imienia.
— Mimo to, nie przestałaś myśleć o nim.
— Och, to cała moja wina. O każdej godzinie myślę o nim, i teraz, kiedy ty, ojcze, się ukazałeś, powtarzałam sobie to imię.
— Rozłąka zabija cię?
Za całą odpowieź, Ester pochyliła głowę jak chory który chyli się do grobu.
— Zobaczyć go?... rzekł.
— Toby znaczyło odżyć, odparła.
— Czy myślisz o nim jedynie duszą?
— Och, ojcze, miłości nie da się podzielić.
— Dziewko przeklętej rasy! uczyniłem wszystko aby cię zbawić, wracam cię twemu losowi: zabaczysz go!
— Czemu, ojcze, znieważasz moje szczęście? Czyż nie mogę kochać Lucjana i żyć w cnocie którą kocham tyleż co jego? Czyż nie jestem gotowa umrzeć tu dla niej, jak byłabym gotowa umrzeć dla Lucjana? Czyż nie trzeba mi wyzionąć ducha dla tych dwóch świętości: dla cnoty, która mnie uczyniła godną jego; dla niego, który mnie wtrącił w objęcia cnoty? Tak, gotowa jestem umrzeć
Strona:PL Balzac - Blaski i nędze życia kurtyzany.djvu/60
Ta strona została uwierzytelniona.