Do Wielebnego księdza Karlosa Herrery.
„Drogi opiekunie, czy nie będziesz sądził, że u mnie wdzięczność idzie przed miłością, widząc iż, mogąc pierwszy raz wyrazić swoje myśli, pośpieszam tobie złożyć dzięki, zamiast kreślić miłość o której Lucjan może zapomniał? Ale powiem tobie, posłanniku niebios, to, czego nie śmiałabym powiedzieć jemu, który, na moje szczęście, przebywa jeszcze na ziemi. Uroczystość wczorajsza wlała we mnie skarby łaski, składam tedy mój los w twoje ręce. Gdybym nawet miała umrzeć zdala od mego ukochanego, umrę oczyszczona jak Magdalena, a dusza moja stanie się rywalką jego anioła stróża. Czyż mogłabym zapomnieć wczorajszej uroczystości? Czy mogłabym się wyrzec tronu na który wstąpiłam? Wczoraj obmyłam wszystkie zmazy w wodzie chrztu św., i przyjęłam święte ciało Zbawiciela; stałam się jego arką. Słyszałam pienia aniołów, byłam więcej niż kobietą, rodziłam się do życia pełnego światła, pośród weselnych okrzyków ziemi, podziwiana przez świat, w upajającej chmurze kadzideł i modlitwy, przybrana jak dziewica dla niebiańskiego małżonka. Stając się — czego nie śmiałam się spodziewać! — godna Lucjana, wyrzekłam się nieczystej miłości; nie chcę kroczyć już drogą inną niż drogą cnoty. Jeśli ciało moje słabsze jest niż dusza, niechaj zginie! Bądź, ojcze, sędzią mego losu; jeśli umrę, powiedz Lucjanowi, żem umarła dla niego, rodząc się dla Boga.
Lucjan podniósł na księdza oczy mokre od łez.
— Znasz mieszkanie grubej Karoliny Bellefeuille, ulica Taitbout, rzekł Hiszpan. Dziewczyna ta, opuszczona przez swego protektora, znalazła się w potrzebie, miano ją licytować; kazałem kupić jej mieszkanie. Estera, ten anioł który chciał wstąpić do nieba, jest tam i czeka na ciebie.
Równocześnie, Lucjan usłyszał parskanie koni w dziedzińcu.