tały zapewne w końskim języku: „Czyje jesteście? Co porabiacie? Czy jesteście szczęśliwe?“ Kiedy pojazd przestał się toczyć, baron obudził się. Sądził w pierwszej chwili, że jest jeszcze w parku swego kolegi; następnie zdumiała go niebiańska wizja, która zaskoczyła go pozbawionego zwykłej jego broni, rachunku. Księżyc świecił tak wspaniale, iż możnaby czytać nawet wieczorny dziennik. W ciszy letniej i w tem czystem świetle, baron ujrzał samotną kobietę, która, wsiadając do powozu, przyglądała się ciekawie uśpionemu pojazdowi. Na widok tego anioła, baron uczuł jakgdyby blask wewnętrznego światła. Widząc jego zachwyt, młoda kobieta opuściła welon gestem przerażenia. Strzelec wydał ostry krzyk, którego znaczenie dobrze zrozumiał woźnica: pojazd pomknął jak strzała. Stary bankier doznał straszliwego wzruszenia: krew przypływająca do nóg zażegła ogień w jego głowie, głowa odsyłała płomienie do serca; gardło ścisnęło się. Nieszczęśliwy zląkł się niestrawności, ale, mimo tej przemożnej obawy, wyprężył się na nogach.
— Ruszaj galopa. — Przeklęty gamoń śpi! krzyknął. Sto franków jeśli dogonisz ten powóz.
Na te słowa: zdo wrangóf[1] woźnica rozbudził się, służący usłyszał je z pewnością przez sen. Baron powtórzył rozkaz, woźnica puścił konie pełnym galopem i zdołał dopaść koło rogatki powóz mniejwięcej podobny do tego w którym Nucingen ujrzał piękną nieznajomą. Ale w powozie rozpierał się jakiś subjekt bogatego magazynu z przyzwoitą kobietą z ulicy Vivienne.
Pomyłka ta wzburzyła barona.
— Gdybym był wziął Jerzego zamiast ciebie, stary ciemięgo, umiałby z pewnością znaleźć tę kobietę, rzekł do służącego, gdy strażnicy rewidowali powóz.
— Ba, panie baronie, sam djabeł ponoś siedział tam ztyłu pod postacią hajduka, i podstawił ten powóz zamiast swego.
- ↑ W oryginale, baron kaleczy język z alzacka.