— Tak, odparł Raul obojętnie, w marabutach jest jej bardzo do twarzy; ale też jest im wierna, miała je już przedwczoraj, dodał niedbałym tonem, aby tą krytyką oddalić urocze wspólnictwo o jakie zdawała się go pomawiać margrabina.
— Zna pan przysłowie? odparła. Niema dobrej uczty bez jutra.
W grze na słowa, literackie sławy nie zawsze są równie mocne jak margrabiny. Raul starał się ratować udając naiwność, co jest często ostatnią deską ratunku ludzi inteligentnych.
— Przysłowie sprawdziło się dla mnie, rzekł obrzucając margrabinę miękkiem spojrzeniem.
— Drogi panie, pański madrygał przychodzi zbyt późno abym go miała przyjąć, odparła śmiejąc się. Nie róbże pan takiego niewiniątka; więc cóż, znajdowałeś widocznie wczoraj rano, na balu, iż pani de Vandenesse cudownie wygląda w marabutach; wie o tem, włożyła je znowu dla pana. Kocha cię, pan ją ubóstwiasz; przyszło to nieco prędko, ale, w zasadzie, nie widzę nic naturalniejszego. Gdybym się myliła, nie skręcałbyś w tej chwili rękawiczki jak człowiek który wścieka się że jest tu obok mnie, miast znajdować się w loży swego bożyszcza od której trzyma go zdala oficyalna wzgarda, i że słyszy pocichu to, co chciałby słyszeć mówione bardzo głośno.
Strona:PL Balzac - Córka Ewy; Sekrety księżnej de Cadignan.djvu/115
Ta strona została przepisana.