— Zapłacił, rzekł Gigonnet, dobywając z portfelu czterdzieści biletów bankowych.
Twarz du Tilleta przybrała wyraz rozpaczy.
— Nie trzeba nigdy kwaśno przyjmować talarów, rzekł niewzruszony wspólnik du Tilleta, to może przynieść nieszczęście.
— Skąd wzięłaś te pieniądze? rzekł bankier obrzucając żonę spojrzeniem, pod którem zaczerwieniła się po same włosy.
— Nie wiem co znaczy to pytanie, rzekła.
— Przeniknę tę tajemnicę, odparł, wstając wściekły. Obaliłaś moje najdroższe plany.
— A pan obalisz stół, rzekł Gigonnet, który przytrzymał obrus zaczepiony o połę szlafroku bankiera.
Pani du Tiillet podniosła się zimno, aby wyjść, odezwanie bowiem męża przeraziło ją. Zadzwoniła, zjawił się lokaj.
— Każ zaprzęgać, rzekła do służącego. I zawołaj Wirginię, chcę się ubierać.
— Dokąd jedziesz?
— Dobrze wychowani mężowie nie indagują żon, odparła, a ty masz pretensye uchodzić za szlachcica.
— Nie poznaję cię od dwóch dna, odkąd widziałaś dwa razy tę impertynentkę... twoją siostrę.
— Zaleciłeś mi, abym była impertynentką, rzekła, próbuję się na tobie.
Strona:PL Balzac - Córka Ewy; Sekrety księżnej de Cadignan.djvu/181
Ta strona została przepisana.