nachylił się do pani de Montcornet, swej sąsiadki, i spytał o znaczenie tych żartów.
— Ależ, z wyjątkiem pana (wnosząc z dobrego mniemania jakie pan ma o księżnej), wszyscy biesiadnicy cieszyli się, jak słychać, jej względami.
— Mogę panią upewnić, że niema ani cienia prawdy w tej opinii.
— Jednakże, oto tu obecny p. d‘Esgrignon, szlachcic z Perche, doszczętnie zrujnował się dla miej przed dwunastu laty, i, z jej powodu, omal nie dostał się na rusztowanie.
— Znam tę sprawę. Pani de Cadignan ocaliła p. d‘Esgrignon od ławy oskarżonych, i oto jak się jej odwdzięcza.
Pani de Montcornet popatrzyła na d‘Artheza ze zdumieniem i ciekawością prawie ogłupiałą, następnie zwróciła oczy ma pandą d‘Espard, pokazując go jej jakby dla powiedzenia: „Urzeczony jest!“
Przez czas tej krótkiej rozmowy, pani d‘Espard występowała w obronie pani de Cadignan, ale obrona ta podobna była do gromochronów które ściągają pioruny. Skoro d‘Arthez wrócił do powszechnej rozmowy, usłyszał to słówko, rzucone przez Maksyma de Trailles: — U Dyany zepsucie nie jest rezultatem, ale źródłem; być może, temu właśnie zawdzięcza ona swą cudowną naturalność; nie szuka, nie wymyśla nic; najbardziej wymyślne wyrafinowania
Strona:PL Balzac - Córka Ewy; Sekrety księżnej de Cadignan.djvu/287
Ta strona została przepisana.