szy w cierpieniu niż w szczęściu: przykładem, męczennicy!
— Z mężem, mała gąsko, żyjemy, można powiedzieć, własnem życiem; ale kochać, znaczy żyć życiem drugiej istoty, mówiła margrabina d‘Espard.
— Kochanek, to owoc zakazany: słowo, które, dla mnie, streszcza wszystko, mówiła, śmiejąc się, śliczna Moïna de Saint-Heren.
O ile hrabina nie szła na raut dyplomatyczny lub na bal do jakichś bogatych cudzoziemców jak lady Dudley albo księżna Galathiomne, bywała prawie co wieczora w tem kółku, po Włochach lub Operze, czy to u margrabiny d’Espard[1], czy u pani de Listomère, panny des Touches, hrabiny de Montcornet lub wicehrabiny de Grandlieu, jedynych arystokratycznych domach które wówczas przyjmowały. Nigdy nie zdarzyło się jej opuścić salonu, aby nie posiano zatrutych ziarnek w jej serce. Mówiono jej o dopełnieniu życia, — słówko podówczas bardzo w modzie; — o szczęściu jakie jest w tem aby być zrozumianą: również słówko któremu kobiety dają osobliwe znaczenia. Wracała do domu niespokojna, wzruszona, ciekawa, zamyślona. Znajdowała jakgdyby lukę w swojem życiu, ale nie zdawało się jej ono jeszcze pustką.
Z salonów, w których bywała pani Feliksowa de
- ↑ Stracone złudzenia. Blaski i nędze życia Kurtyzany, Ostatnie wcielenie Vautrina.