Vandenesse, towarzystwo najweselsze ale najbardziej mięszane gromadziło się u hrabiny de Montcornet, przemiłej kobietki, która przyjmowała głośnych artystów, świeczniki finansów, wybitnych pisarzy, ale przesianych przez tak surowe sito, iż ludzie najbardziej wymagający nie potrzebowali się obawiać spotkania jakiejś podrzędnej figury. Największe pretensye mogły się czuć zupełnie bezpieczne. Podczas zimy, kiedy towarzystwo zaczęło się skupiać, niektóre salony, w ich liczbie salon pań d‘Espard i de Listomère, panny des Touches i księżnej de Grandlieu, wyłowiły nieco narybku między nowemi sławami sztuki, nauki, literatury i polityki. Towarzystwo nie zrzeka się nigdy swoich praw, zawsze chce aby je bawiono. Na koncercie jaki hrabina wydała pod koniec zimy, zjawił się u niej Raul Natan[1], współczesna znakomitość literatury i polityki. Wprowadził go jeden z najbardziej utalentowanych, ale zarazem najbardziej leniwych pisarzy, Emil Blondet[2], również sława, ale w zamkniętem kółku; wychwalany przez dziennikarzy, ale nieznany poza rogatkami. Blondet wiedział o tem; zresztą, nie czynił sobie żadnych złudzeń: pośród innych wzgardliwych aforyzmów, mawiał, iż sława jestto trucizna, którą należy zażywać w małych dawkach.
Z chwilą kiedy, po długiej walce, Raul Natan