Strona:PL Balzac - Chłopi. T. 1.djvu/105

Ta strona została przepisana.

ty się stąd zaraz, Vatel?... Spisuj protokóły, rób zajęcia na gościńcu, tam jesteś u siebie, zbóju, ale stąd się wynoś. Tu chyba jestem u siebie, hę? Czołwiek jest panem w swoim domu, nie?
— Zdybałem ją na gorącym uczynku, matka twoja pójdzie za mną...
— Aresztować matkę w moim domu? nie masz prawa. Mieszkanie prywatne jest nietykalne. Natyle znam się na tem. Masz dekret od pana Guerbet, sędziego śledczego?... Tylko sąd ma prawo wchodzić tutaj. Ty nie jesteś sąd, chociaż przysiągłeś trybunałom że nas doprowadzisz do torby żebraczej, ty szpiclu!
Wściekłość leśniczego doszła do tego stopnia, że chciał chwycić drzewo, ale stara, ohydny czarny pergamin obdarzony ruchem, coś co można oglądać chyba na obrazie Sabinek Dawida, krzyknęła:
— Nie rusz, albo ci oczy wydrapię!
— No więc! ośmielicie się rozwiązać chrust w obecności pana Brunet? rzekł leśniczy.
Mimo iż woźny przybrał ową obojętną minę, jaką praktyka daje funkcjonariuszom, mrugnął na karczmarkę i na jej męża jakgdyby mówiąc: licha sprawa!... Stary Fourchon pokazał córce znaczącym gestem kupę popiołu nagromadzoną w kominie. Tonsardowa, która zrozumiała w lot niebezpieczeństwo teściowej i radę ojca, wzięła garść popiołu i sypnęła ją w oczy leśniczego. Vatel zaczął ryczeć, Tonsard, zyskując tyleż światła ile go leśny stracił, popchnął go gwałtownie na schodki, na których nogi oślepionego musiały się poplątać, tak iż Vatel, wypuszczając fuzję, potoczył się