Strona:PL Balzac - Chłopi. T. 1.djvu/106

Ta strona została przepisana.

aż na drogę. W jednej chwili rozwiązano chrust, wydobyto drzewo i schowano je z szybkością jakiej żadne słowo nie jest zdolne oddać. Brunet, nie chcąc być świadkiem tej przewidzianej operacji, poskoczył ku leśniczemu, podniósł go, posadził na progu i poszedł zwilżyć chustkę aby przemyć oczy pacjenta, który, mimo cierpień, próbował się zawlec do strumienia.
— Vatel, zbłądziłeś, rzekł woźny, nie masz prawa wchodzić do domów, wiesz o tem,..
Stara, mała, prawie garbata kobiecina ziała tylomaż błyskawicami z oczu co obelgami z ust bezzębnych i pokrytych pianą; stała w progu i krzyczała tak, że można ją było słyszeć aż w Blangy.
— A łajdak, dobrze mu się stało! Niech go piekło pochłonie!... Mnie podejrzewa o wycinanie drzew! mnie, najuczciwszą kobietę z całej wsi, pędzić niby dzikie zwierzę! Chciałabym żebyś stracił oczy, w okolicy byłby wreszcie spokój! Wy tylko ściągniecie nieszczęście, ty i twoi kompani, którzy węszycie samo najgorsze aby podsycać wojnę między panem a nami!
Leśniczy poddawał cierpliwie oczy woźnemu, który, przemywając mu je, dowodził mu ciągle, że, z punktu widzenia prawa, nie ma racji.
— Szelma, przegoniła nas porządnie, rzekł Vatel, jest w lesie jeszcze od nocy...
Ponieważ wszyscy dopomogli do ukrycia wyciętego drzewa, rychło doprowadzono karczmę do porządku.
Wówczas Tonsard stanął we drzwiach z chmurną miną.
— Vatel, mój lalusiu, jeżeli ośmielisz się jeszcze