Strona:PL Balzac - Chłopi. T. 1.djvu/108

Ta strona została przepisana.

wody z młyna i z parku w Aigues. Thune biegnie wzdłuż drogi powiatowej aż do jeziorka w Soulanges, które przepływa i z którego pomyka do Awony, zasyciwszy młyny i pałac w Soulanges.
— Jest tam, schowałem ją w strumieniu z kamieniem u szyji.
Schylając się i podnosząc, stary uczuł brak pieniądza w kieszeni, w której metal był tak rzadkim mieszkańcem, że właściciel musiał czuć dobrze jego obecność jak i brak.
— A łajdaki! wykrzyknął, ja poluję na wydry, a oni na teścia!... Zabierają mi wszystko co zarobię, i powiadają że to dla mego dobra!... O, wierzę, że dla mego dobra! Gdyby nie Mucha, który jest pociechą mej starości, utopiłbym się. Dzieci, to zguba rodziców. Pan jest nieżonaty, panie Karolu, nie żeń się pan nigdy! nie będziesz sobie potrzebował wyrzucać, żeś posiał złe ziarno!... A ja myślałem że będę mógł kupić kłaków! mam ładne kłaki! Ten pan, bardzo dobry pan, dał mi dziesięć franków. A, ba! moja wydra djabelnie podrożała w tej chwili!
Karol tak bardzo nie ufał staremu Fourchon, że wziął jego szczere lamenty za wstęp do tego, co nazywał w narzeczu kredensowem nabieraniem. Popełnił ten błąd, że dał wyraz swojej opinji w uśmiechu, który podchwycił chytry starzec.
— No, no, ojczulku, tylko przyzwoicie, co?... Będziesz mówił z samą jaśnie panią, rzekł Karol dostrzegając sporą warstwę rubinu płonącego na nosie i na policzkach starca.