Strona:PL Balzac - Chłopi. T. 1.djvu/112

Ta strona została przepisana.

— Nie dziwię się, żeś zmienił trzewiki i pantalony, musiałeś być cały w wodzie. Ja nie zabrnąłem tak daleko jak ty w ten figiel; trzymałem się na powierzchni, ale też ty jesteś o wiele inteligentniejszy ode mnie...
— Zapominasz, mój drogi, rzekła pani de Montcornet, że ja nie wiem o czem ty mówisz...
Na te słowa, powiedziane sucho przez hrabinę, która widziała zmięszanie Blondeta, generał spoważniał, a Blondet sam opowiedział swoje polowanie.
— Ależ, rzekła hrabina, jeżeli mają wydrę, ci biedacy nie są tak winni.
— Tak ale już dziesięć lat nie widziano wydry, odparł nieubłagany generał.
— Panie hrabio, rzekł Franciszek, mały klnie się na wszystkie świętości, że ma wydrę...
— Jeżeli mają, płacę, rzekł generał.
— Bóg, rzekł ksiądz Brossette, nie pozbawił Aigues na całą wieczność wyder.
— Och, księże proboszczu, wykrzyknął Blondet, jeżeli ksiądz wypuści Pana Boga na mnie...
— Kto to przyszedł? spytała hrabina.
— Mucha, pani hrabino, ten malec który zawsze chodzi ze starym Fourchon, odparł kamerdyner.
— Wprowadź go tu... jeżeli pani pozwoli, rzekł generał; zabawi was może.
— Trzebaż przynajmiej dowiedzieć się, o co chodzi, rzekła hrabina.
W chwilę później ukazał się Mucha prawie nagi. Widząc to uosobienie nędzy, w jadalni, której jedno zwierciadło, spieniężone, byłoby niemal majątkiem dla