Strona:PL Balzac - Chłopi. T. 1.djvu/124

Ta strona została przepisana.

Nie wieleśmy się zbogacili z tej niby naszej kradzieży, Pokażcie nam, kto ma na to, aby żyć nic nie robiąc: my czy wy, ciarachy?
— Gdybyście pracowali, mielibyście majątek, rzekł proboszcz. Bóg błogosławi pracy.
— Nie chcę dobrodziejowi przeczyć, bo dobrodziej jest uczeńszy odemnie, i potrafi mi to może wytłumaczyć. Widzą mnie państwo, prawda? Ja, leń, nieroba, pijak, ladaco, słowem stary Fourchon, który miał wykształcenie, który był gospodarzem, który popadł w nieszczęście i nie wydźwigał się... i ot, co za różnica jest między mną, a dzielnym uczciwym ojcem Niseron, rolnikiem siedemdziesięcioletnim, bo on ma moje lata, który przez sześćdziesiąt lat uprawiał ziemię, i wstawał przededniem do pracy, który ma ciało jak z żelaza a duszę jak ten aniołek! Widzę, że jest taki sam dziad jak ja. Pechina, jego wnuczka, jest w służbie u pani Michaud, gdy mój mały Mucha jest wolny jak ptak... Czyż więc ten poczciwina znalazł nagrodę za swoje cnoty tak jak ja karę za moje przywary? Nie wie co to szklanka, wstrzemięźliwy jest jak święte młodzianki, grzebie zmarłych a ja przygrywam do tańca żywym. On żył całe życie suchym chlebem, a ja hulałem jak wszyscy djabli. Tyle samośmy urobili, i on i ja, mamy tak samo siwe kłaki na głowie, to samo płótno w kieszeni, a ja mu dostarczam postronków aby dzwonił. Czy chłop żyje z dobrego czy ze złego, wedle waszego gadania, odchodzi jak przyszedł, w łachmanach, a wy w cienkiej bieliźnie!...