Strona:PL Balzac - Chłopi. T. 1.djvu/129

Ta strona została przepisana.

Przygrywam chłopkom do tańca w święto, kiedy pomagam rzempolić Vermichelowi w Kawiarni Pokojowej w Soulanges, i słyszę co gadają: ludzie bardzo są zawzięci na pana, mogą panu zbrzydzić życie tutaj. Jeżeli pański przeklęty Michaud się nie zmieni, zmuszą pana abyś go pan zmienił... Ta przestroga i wydra, to warte dwadzieścia franków, wierzaj pan...
Gdy starzec wymawiał ostatnie zdanie, rozległy się męskie kroki i ten któremu Fourchon tak groził, ukazał się bez oznajmienia. Ze spojrzenia, jakiem Michaud objął adwokata ubogich, łatwo było odgadnąć, że dosłyszał groźby. Cała odwaga Fourchona pierzchła. Spojrzenie to wywarło na łowcę wyder takie wrażenie, jak spojrzenie żandarma na złodzieja. Fourchon miał nieczyste sumienie, Michaud wyglądał na człowieka zdolnego pociągnąć go do odpowiedzialności za słowa najoczywiściej przeznaczone nato aby nastraszyć mieszkańców Aigues.
— Oto minister wojny, rzekł generał, zwracając się do Blondeta i wskazując pana Michaud.
— Niech mi pani daruje, rzekł ów minister do hrabiny, że wszedłem do salonu nie pytając o pozwolenie, ale w bardzo pilnej sprawie muszę mówić z panem generałem...
Usprawiedliwiając się, Michaud obserwował Sibileta, któremu zuchwalstwa Fourchona sprawiały sekretną radość. Żadna z osób siedzących przy stole nie dostrzegła tej radości, bo wszystkich zaprzątał Fourchon; ale Michaud, który, dla ważnych po-