Strona:PL Balzac - Chłopi. T. 1.djvu/133

Ta strona została przepisana.

nionej dziś rano w pańskim lesie. Ale pomówimy o tem kiedy pan generał skończy, trzeba bowiem coś postanowić.
— Zawsze masz w ustach tylko prawo i prawo, mój drogi Michaud, a wiadomo, że summum jus, summa injurja. Jeżeli się nie zrobisz wyrozumialszy, źle na tem wyjdziesz, rzekł Sibilet. Chciałbym żebyś był słyszał starego Fourchon, który pod wpływem wina gadał trochę szczerzej niż zwykle.
— Przeraził mnie, rzekła hrabina.
— Nie powiedział nic, czegobym nie wiedział od dawna, rzekł generał.
— I hultaj nie był pijany, grał swoją rolę, a w czyim interesie?... pan może to wiesz, rzekł Michaud przyprawiając o rumieniec Sibileta bystrem spojrzeniem jakie w niego wlepił.
— O Rus!... wykrzyknął Blondet spoglądając na proboszcza.
— Ci biedni ludzie cierpią, rzekła hrabina. Wiele jest prawdy w tem, co nam tu krzyczał Fourchon, bo nie można powiedzieć aby on do nas mówił.
— Pani, rzekł Michaud, czy pani myśli że przez czternaście lat żołnierze cesarscy spoczywali na różach?... Pan generał jest hrabią, jest wielkim oficerem Legji, ma dotacje, czy pani widzi bym mu zazdrościł, ja prosty podporucznik, który zacząłem jak on, który się biłem jak on? Czy chcę obniżać jego sławę, kraść mu jego dotacje, odmawiać mu należnych honorów? Chłop powinien słuchać tak, jak słuchają żołnierze; powinien mieć uczciwość żołnierza,