Strona:PL Balzac - Chłopi. T. 1.djvu/187

Ta strona została przepisana.

widokami, dam ci tysiąc talarów jeżeli skończysz w ten sposób; a co do reszty, namyślimy się.
— Panie hrabio, rzekł Sibilet, przedewszystkiem niech pan pilnuje lasu. Niech pan pójdzie zobaczyć, do jakiego stanu chłopi go doprowadzili przez czas pańskiej nieobecności... Co ja mogłem zrobić? ja jestem rządcą, nie jestem gajowym. Aby upilnować Aigues, trzebaby panu naczelnego strażnika konno i trzech strażników pod nim...
— Będziemy się bronić. Wojna, więc dobrze, będziemy wojować. To mnie nie przeraża, rzekł Montcornet zacierając ręce.
— To wojna na talary, rzekł Sibilet, a ta wyda się panu trudniejsza od tamtej. Można zabić ludzi, nie zabija się interesów. Będzie pan walczył ze swoim przeciwnikiem na polu bitwy, gdzie walczą wszyscy właściciele; to pole bitwy, to kwestja spieniężenia! To nic produkować, trzeba sprzedać; aby zaś sprzedać, trzeba być w dobrych stosunkach z całym światem.
— Będę miał miejscowych ludzi za sobą...
— A to jak? spytał Sibilet.
— Świadcząc im dobro.
— Świadczyć dobro chłopom z tej doliny, łykom z Soulanges?... rzekł Sibilet zezując straszliwie pod wpływem ironji, która zapłonęła żywiej w jednem oku. Pan hrabia nie wie co podejmuje; Zbawiciel nasz, Jezus Chrystus, zginąłby drugi raz na krzyżu!... Jeżeli pan chce spokoju, panie hrabio, naśladuj pan nieboszczkę: dawaj się pan okradać, albo napędź im