Strona:PL Balzac - Chłopi. T. 1.djvu/203

Ta strona została przepisana.

zupełnej nędzy. Otóż, z próżnego, tak jak Salomon, tak samo i komornik nie naleje. Owi rozmyślnie wybrani nędzarze mieszkali w pięciu okolicznych gminach, do których woźny kolejno wędrował w urzędowem towarzystwie swoich „praktyków“, Vermichela i Fourchona. Pan Brunet doręczył akta Sibiletowi, dołączając rachunek kosztów na pięć tysięcy franków i prosząc o nowe zlecenia hrabiego de Montcornet.
W chwili gdy Sibilet, uzbrojony w akta, wytłómaczył spokojnie pryncypałowi rezultat zbyt ogólnikowo wydanych gajowemu rozkazów i patrzał z flegmą na jeden z najgwałtowniejszych ataków gniewu, jakiemu uległ kiedy generał francuskiej kawalerji, Kuternoga przybył aby się pokłonić panu i prosić go o blisko tysiąc sto franków, narosłych z przyrzeczonej gratyfikacji. Natura poniosła wówczas generała, który, zapominając o swej koronie hrabiowskiej i o swej randze, stał się z powrotem kirasjerem i rzygnął przekleństwami, których miał się wstydzić później.
— Ha! czterysta franków! czterysta tysięcy razy w mordę!... czterysta tysięcy razy nogą w.... Czy ty myślisz, że ja się nie znam na kawałach!... Zmykaj mi zaraz, albo cię...
Na widok generała, który stał się siny, Kuternoga sfrunął po pierwszych słowach jak jaskółka.
— Panie hrabio, mówił Sibilet łagodnie, źle pan robi.
— Co źle robię?