Było to wielkie wydarzenie w dolinie, od Couches aż do La-Ville-aux-Fayes, owo pojawienie się trzech strażników ubranych w zielone mundury (kolor Cesarza), wspaniale wyekwipowanych. Fizjognomie ich oznajmiały tęgich chwatów; wszyscy krzepcy w nogach, zwinni, zdolni spędzać noce w lesie.
W całym kantonie jeden Groison ucieszył się przybyciem weteranów. Zachwycony temi posiłkami, rzucił parę groźnych słów pod adresem złodziei, których niebawem przyciśnie się na dobre i uniemożliwi im robienie szkody. Było to tradycyjne wypowiedzenie wojny; bo to była wojna głucha i żywa zarazem.
Sibilet zwrócił uwagę generała na żandarmerję w Soulanges, zwłaszcza na brygadjera Soudry jako na zdecydowanego podziemnego wroga, i wykazał jak cenną byłaby żandarmerja dobrze nastrojona.
— Przy dobrym brygadjerze i oddanych żandarmach, trzymałby pan okolicę w ręku!... rzekł.
Hrabia pobiegł do prefektury, gdzie uzyskał u genarała dywizji spensjonowanie brygadjera Soudry i zastąpienie go niejakiem Violet, wybornym żandarmem z powiatowego miasta, którego chwalili generał i prefekt. Żandarmi z Soulanges, rozmieszczeni po innych punktach departamentu przez swego pułkownika, ex-kolegę Montcorneta, otrzymali za następców wybranych ludzi, którym dano potajemnie rozkaz, aby posiadłości hrabiego de Montcornet nie ucierpiały od tej chwili żadnej szkody. Ostrzeżono ich, zwłaszcza, aby nie dali na siebie wpływać mieszkańcom Soulanges.
Strona:PL Balzac - Chłopi. T. 1.djvu/205
Ta strona została przepisana.