— Po dziesięć franków sążeń, nic tylko sam materjał, pan hrabia wydałby trzecią część wartości Aigues..., rzekł Sibilet śmiejąc się.
— Dalej! rzekł Montcornet, jadę natychmiast, idę do prezydenta Sądu.
— Prezydent Sądu, odparł niewinnie Sibilet, podziela może zdania prokuratora, gdyż podobne zaniedbanie świadczy o porozumieniu między nimi.
— A zatem, trzeba się przekonać, wykrzyknął Montcornet. Jeżeli chodzi o to aby wykurzyć sędziów, prokuratora, wszystkich, aż do prezydenta Sądu, pójdę do ministra, do samego króla.
Na energiczny znak, jaki mu dał Michaud, generał rzekł, obracając się do Sibileta: „Bywaj zdrów, Sibilet!“ Rządca zrozumiał.
— Czy pan hrabia jest zdania, jako mer, rzekł kłaniając się rządca, aby wykonać potrzebne środki przeciw nadużyciom przy kłoskach? Żniwa się zaczynają, jeżeli tedy mamy ogłosić rozporządzenia tyczące świadectw ubóstwa i zakazu zbierania biednym z sąsiednich gmin, nie mamy czasu do stracenia.
— Niech pan to zrobi, niech się pan porozumie z Groisonem! rzekł hrabia. Z podobnymi ludźmi, dodał, trzeba ściśle wykonywać prawo.
Tak więc, w jednej chwili, Montcornet przychylił się do systemu, jaki Sibilet proponował mu od dwóch tygodni, i przed którym się wzdragał, ale który wydał mu się dobry w zapale gniewu spowodowanego przygodą Vatela.
Strona:PL Balzac - Chłopi. T. 1.djvu/211
Ta strona została przepisana.