Strona:PL Balzac - Chłopi. T. 1.djvu/40

Ta strona została przepisana.

szaleństwami. Rozpływają się nad fabryką perkalików i nad płaskiemi wymysłami nowoczesnego przemysłu, jak gdybyśmy byli więksi i szczęśliwsi dziś, niż za czasów Henryka IV, Ludwika XIV i Ludwika XV, którzy wycisnęli wszyscy piętno swego panowania w Aigues. Jakie pałace, jakie zamki, jakie dzieła sztuki, jakie złotogłowia, zostawimy my? Spódnice naszych babek poszukiwane są dziś na obicia foteli. My, samolubni i skąpi dożywotnicy, niszczymy wszystko i sadzimy kapustę tam, gdzie wznosiły się cuda. Wczoraj zaorano Persan, które pochłonęło majątek kanclerza Maupeou; młot zniszczył Montmorency, które kosztowało szalone sumy jednego z Włochów bliskich Napoleona; wreszcie Val, dzieło Regnault-Saint-Jean-d’Angely, Cassan, zbudowane dla kochanki księcia Conti, słowem cztery monarsze siedziby znikły właśnie w jednej tylko dolinie Oise. Gotujemy dokoła Paryża Campagna Romana, na ów dzień spustoszenia, którego burza powieje z Północy na nasze zamki z gipsu i ornamenty z kartonu.
„Widzisz, drogi, dokąd nas prowadzi nałóg feljetonowania w dzienniku: gryzmolę coś w rodzaju artykułu. Czyżby i myśl miała, jak gościńce, swoje wyżłobione koleje? Kończę, okradam bowiem rząd, okradam samego siebie, a ty może ziewasz. Dalszy ciąg na jutro.
„Słyszę drugie uderzenie dzwonu, oznajmiającego mi soczyste śniadanie, jedno z tych, których tajemnica zatraciła się oddawna w restauracjach paryskich.