Strona:PL Balzac - Chłopi. T. 1.djvu/47

Ta strona została przepisana.

mu proponują cośkolwiek, mówi: „Jeśli żonusia zechce.“ Kiedy się zbliża do pokoju żony owym ciężkim krokiem pod którym trzęsie się podłoga, ona zaś krzyknie wystraszonym głosikiem: „Nie można!“ generał robi? wojskowe „w tył zwrot“, mówiąc potulnie: „Każesz mnie zawołać kiedy będzie można...“ tym samym głosem, jakim nad brzegami Dunaju krzyczał na swoich kirasjerów: „Moje dzieci, trzeba umrzeć, i z szykiem, jeśli się nie da inaczej“. Doprawdy wzruszające jest słyszeć jak mówi o swojej żonie: „Nietylko ją kocham, ale ją czczę i poważam“. Kiedy go chwyci gniew, który burzy wszystkie tamy i rozlewa się niewstrzymaną falą, żonusia idzie do siebie i pozwala mu krzyczeć. Dopiero w kilka dni potem mówi: „Nie irytuj się tak, mogłoby ci coś pęknąć w piersiach, nie mówiąc o przykrości jaką mi sprawiasz“. I wówczas lew z pod Essling chowa się aby otrzeć łzę. Kiedy się zjawi w salonie, a my zajęci jesteśmy rozmową, powiada: „Zostaw nas, pan Emil czyta mi coś“, i generał zostawia nas.
„Jedynie ludzie silni, rośli i gwałtowni, owi bogowie wojny, dyplomaci o jowiszowej głowie, ludzie genialni, zdolni są do tego zaufania bez granic, do tej wspaniałomyślności wobec płci słabej, do tej nieustannej opieki, do tej ślepej miłości, do tej dobroci dla kobiety. Na honor! dla mnie zręczność hrabiny o tyle wyższą jest od suchej i opryskliwej cnoty, o ile atłasowa kozetka milsza jest od utrechckiego aksamitu głupiej mieszczańskiej kanapy.