Badał ową osobliwą twardość, właściwą tkankom ludzi którzy żyją na powietrzu, przyzwyczajeni do zmian atmosfery, do zimna lub gorąca, słowem do znoszenia wszystkiego. Skóra ich jest jak wygarbowana, a nerwy ich stają się aparatem odpornym na fizyczny ból, równie wytrzymałym jak u Arabów lub Rosjan.
— Oto czerwonoskórzy Coopera, rzekł sobie; nie potrzeba jechać do Ameryki aby obserwować dzikich.
Mimo iż Paryżanin był już o dwa kroki, starzec nie obrócił głowy, i patrzał wciąż na przeciwny brzeg z natężeniem, jakie fakirzy indyjscy dają swoim szklistym oczom i zesztywniałym członkom. Znużony tym magnetyzmem, bardziej udzielającym się niżby ktoś mniemał, Blondet spojrzał na wodę.
— I cóż, przyjacielu, co tam jest? spytał Blondet po dobrym kwadransie, w ciągu którego nie zauważył nic, coby usprawiedliwiało tę głęboką baczność.
— Cyt!... rzekł cicho starzec, dając Blondetowi znak aby nie mącił powietrza głosem. — Wystraszy ją pan...
— Kogo?
— Wydrę, paniczu. Skoro nas usłyszy, gotowa dać nurka!... Widzi pan, skoczyła beskurcyja tam, o!... o, ponocku, tam, gdzie woda zmącona... Czatuje jucha na rybę; ale, kiedy będzie chciała wrócić, mój mały chwyci ją. Ohoho, wydra to rzadkie, bardzo rzadkie. To zwierzyna naukowa, delikatna przytem, bardzo delikatna: zapłaconoby mi dziesięć franków w pałacu, niby przez to że hrabina pości, a jutro post. Swojego czasu nieboszczka pani płaciła mi do dwudziestu fran-
Strona:PL Balzac - Chłopi. T. 1.djvu/59
Ta strona została przepisana.