Strona:PL Balzac - Chłopi. T. 1.djvu/64

Ta strona została przepisana.

ści się lądem, przepadła. Nie umie to chodzić, umie tylko pływać swojemi pletwiskami, Hehe! ubawi się pan, bo to istna heca! Łowić i polować razem!... Pan generał, ten u którego pan mieszka, wracał przez trzy dni z rzędu, tak się uparł!
Blondet, uzbrojony gałęzią uciętą przez starca, który pouczył go, jak na jego rozkaz ma smagać rzekę, zaczaił się w środku rzeki, skacząc z kamienia na kamień.
— O tu, mój dobry panie.
Blondet stał, nie mając poczucia czasu, co chwila bowiem stary podsycał w nim gestem nadzieję szczęśliwego wyniku; nic zresztą lepiej nie wypełnia czasu, niż oczekiwanie zdarzeń, które mają nastąpić po długim bezruchu.
— Dziadku, rzekło dziecko zostawszy samo ze starcem, przecież tam jest wydra...
— Widzisz ją?...
— O, toli...
Starzec zdumiał się, widząc w wodzie brunatne futro wydry:
— Idzie na mnie! rzekł malec.
— Wytnij ją w głowę i wleź do wody, aby ją przytrzymać na dnie...
Chłopak skoczył w rzekę jak wystraszona żaba.
— Dalej, panoczku, dalej, rzekł stary włażąc również w rzekę, i zostawiając saboty na brzegu, niech ją pan przestraszy! Widzi ją pan, płynie na pana...
Stary ruszył na Blondeta prując wodę i krzycząc nań z powagą, jaką chłopi zachowują nawet przy naj-