którzy umieją się podpisać. Stary Fourchon służył tedy za świadka czy za praktyka do czynności sądowych, kiedy pan Brunet sporządzał protokuły w gminach Cerneux, Couches i Blangy. Vermichel i Fourchon, związani przyjaźnią liczącą dwadzieścia lat butelki, stanowili niemal urzędową spółkę.
Mucha i Fourchon, zespoleni grzechem, jak niegdyś Mentor i Telemak byli zespołem cnotą, wędrowali1 jak oni za chlebem, Panis angelorum, jedyne wyrazy łacińskie, które przetrwały w pamięci starego wiejskiego Figara. Żyli resztkami z karczmy Pod Wiechą, resztkami z pałacu, bo we dwóch razem, w najpracowitszych, najpomyślniejszych latach, nie mogli sporządzić ani trzystu sześćdziesięciu sążni sznurka. Zresztą, żaden kupiec w promieniu dwudziestu mil nie powierzyłby paczesiu ani Fourchonowi ani chłopcu.
Wyprzedzając cuda nowoczesnej chemji, stary umiał zanadto dobrze zamienić pacześ na błogosławiony sok winny. Przytem jego potrójne funkcje publicznego pisarza w trzech gminach, praktyka sądu pokoju i klarnecisty szkodziły, jak powiadał, rozwojowi jego przemysłu.
Tak więc, Tonsard rychło się zawiódł w dość tkliwie pieszczonej nadzieji dojścia do dobrobytu przez zaokrąglenie swej posiadłości. Zięć próżniak trafił, dość pospolitym przypadkiem, na teścia nieroba. Interesy szły nietęgo, zwłaszcza że Tonsardowa, typ wiejskiej piękności, rosła i dobrze zbudowana, nie lubiła pracować w polu. Tonsard żywił pretensję do żony za ojcowskie bankructwo i znęcał się nad nią
Strona:PL Balzac - Chłopi. T. 1.djvu/79
Ta strona została przepisana.