Strona:PL Balzac - Chłopi. T. 1.djvu/91

Ta strona została przepisana.
Rozdział IV.
INNA SIELANKA.

— A niech was choroba, ojczulku, rzekł Tonsard, widząc teścia wchodzącego i podejrzewając go że jest na czczo, spieszno ci z gębą dziś rano. Nie mamy nic dla ciebie... A ten powróz? ten powróz, który miał być gotów? To osobliwe, jak ty je robisz w wilję, a jak mało jest zrobione nazajutrz. Już oddawna powinieneś był skręcić ten, który położy koniec twemu istnieniu, bo zaczynasz nam wypadać djabelnie drogo...
Dowcip chłopa i robotnika jest nawskroś attycki; polega na tem, aby wyrazić całą myśl, przesadzając ją komicznym obrazem. Nie inaczej postępuje się w salonach. Subtelność dowcipu zastępuje się tam malowniczem grubijaństwem: oto cała różnica.
— Niema żadnego teścia! rzekł stary; mów do mnie jak do klijenta, dawaj mi butelkę i to najlepszego.
To mówiąc, Fourchon zastukał pięciofrankówką, błyszczącą w jego ręce jak słońce, o lichy stół przy którym usiadł, a któremu warstwa tłuszczu dawała tyleż charakteru co czarne wypalone znaki, plamy od wina, i nacięcia. Na dźwięk srebra, Marja Tonsard, wygięta niby korweta gotowa do drogi, objęła dziadka dzikiem spojrzeniem, które strzeliło z jej oczu jak