Strona:PL Balzac - Chłopi. T. 2.djvu/100

Ta strona została przepisana.

gluj drzwi, mój chłopcze, powiedz żonie, aby mi podała kawę i likiery, a Janowi żeby zaprzęgał, jadę do Soulanges. Do wieczora! — Jak się masz, Vaudoyer, rzekł były mer widząc wchodzącego swego dawnego polowego. No i co się dzieje?...
Vaudoyer opowiedział wszystko co zaszło w karczmie i spytał o zdanie Rigou co do legalności przepisów obmyślanych przez generała.
— Ma prawo, odparł wręcz Rigou. Mamy twardego pana, ksiądz Brossette to filut, to wasz proboszcz podsuwa wszystkie te szykany, dlatego że nie chodzicie na mszę, heretyki jedne!... Ja chodzę! Jest Bóg, wiedzcie o tem!... Znosicie wszystko, Tapicer będzie wciąż zaciskał obrożę!...
— Ano więc pójdziemy na kłoski!... rzekł Vaudoyer z owym uporem, który cechuje Burgundów.
— Bez świadectwa ubóstwa? odparł lichwarz. Powiadają, że on się udał o wojsko do prefektury, aby was utrzymać w ryzach.
— Pójdziemy na kłoski jak wprzódy, powtórzył Vaudoyer.
— Idźcie!... pan Sarcus osądzi, czy macie słuszność, rzekł lichwiarz przyrzekając niejako chłopom poparcie sędziego pokoju.
— Pójdziemy i utrzymamy się... albo Burgundja nie byłaby Burgundją! rzekł Vaudoyer. Jeśli żandarmi mają pałasze, my mamy kosy. Zobaczymy! O wpół do piątej, brama dawnej plebanji otworzyła się, i gniady konik prowadzony za uzdę przez Jana skręcił na rynek. Pani Rigou i Anusia, stanąwszy