Strona:PL Balzac - Chłopi. T. 2.djvu/109

Ta strona została przepisana.

mi, przywykli do tego sztucznego blasku, uważali panią Soudry za piękność.
Kobyła ta, stale wygorsowana, odsłaniała grzbiet i piersi, wybielone i wywerniksowane temi samemi sposobami co twarz; ale, na szczęście, pod pozorem przewietrzenia wspaniałych koronek, przysłaniała nieco swoje chemiczne produkty. Nosiła zawsze staniki na fiszbinach z klinem schodzącym bardzo nisko, przybrane pomponikami wszędzie, nawet na szpicu!... Spódnica jej wydawała ostry szelest, tyle na niej było jedwabiu i falbanek.
Rynsztunek ten, który usprawiedliwiał słowo utours, wkrótce niezrozumiałe, był tego wieczora z kosztownego adamaszku; pani Soudry bowiem posiadała sto sukien, jedna bogatsza od drugiej, wszystkie z olbrzymiej i wspaniałej garderoby panny Laguerre, i wszystkie przerobione wedle ostatniej mody r. 1808. Włosy jej peruki blond, fryzowane i pudrowane, dźwigały majestatycznie wspaniały czepek z wiśniowemi atłasowemi kokardami, kolor odpowiadający wstążkom przy sukni.
Wyobraźcie sobie teraz, pod tym czepeczkiem, zawsze bardzo strojnym, twarz szympansa, potwornie szpetną. Kałmucki nos, zapadły jak u kościotrupa, oddzielony był szerokim płatem owłosionej skóry od ust ze sztuczną szczęką, z której dźwięki wychodzą niby z myśliwskiego rogu. Niełatwo teraz zrozumiecie, czemu śmietanka i zresztą całe Soulanges uważało tę swoją królowę za piękność, chyba że sobie przypomnicie zwięzły traktat ex professo, jaki jedna z najin-