teligentniejszych kobiet naszego czasu świeżo napisała o sztuce stania się piękną w Paryżu zapomocą akcesorjów.
W istocie, pani Soudry żyła wśród owych wspaniałych darów złupionych na swojej pani, które ex-benedyktyn nazywał fructus belli. Następnie, wyzyskiwała swoją brzydotę przesadzając ją, dając sobie ton, wzięcie, których nabiera się tylko w Paryżu i którego tajemnicę posiada najpospolitsza Paryżanka, zawsze będąca mniej lub więcej małpką. Ściskała się bardzo, kładła olbrzymią tiurniurę, nosiła brylantowe kolczyki, palce były obładowane pierścionkami. Wreszcie, pod szyją, między dwiema masami zlanemi perłowym blanszem, błyszczał chrząszcz złożony z dwóch topazów z brylantową główką, dar drogiej pani, o którym mówiono w całym departamencie. Tak samo jak nieboszczka jej pani, chodziła zawsze z nagiemi ramionami i bawiła się wachlarzem z kości słoniowej, malowanym przez Rouchera i spiętym dwiema małemi różyczkami.
Kiedy pani Soudry wychodziła z domu, trzymała nad głową prawdziwą parasolkę z XVIII wieku, to znaczy laskę, na której znajdowała się zielona umbrelka z zielonemi frendzlami. Kiedy się przechadzała na swojej terasie, wzięłoby się ją, z bardzo daleka, za postać z Watteau.
W salonie tym, obitym czerwonym adamaszkiem, z adamaszkowemi firankami podszytemi białym jedwabiem, gdzie kominek strojny był chińszczyzną z dobrych czasów Ludwika XV, z galeryjką i gałązkami
Strona:PL Balzac - Chłopi. T. 2.djvu/110
Ta strona została przepisana.