Strona:PL Balzac - Chłopi. T. 2.djvu/137

Ta strona została przepisana.

dach krajobrazu, który ludzie z wyobraźnią mogą sobie odtworzyć z poprzedniego szkicu.
— Dawno już nie widzieliśmy pana, drogi panie Rigou, rzekła pani Soudry biorąc pod ramię ex-benedyktyna i prowadząc go na terasę.
— Tak jestem źle z trawieniem!... odparł stary lichwiarz. Niech pani patrzy, mam prawie takie kolory jak pani.
Wejście starego Rigou na terasę wywołało, jak można się domyślić, salwę jowialnych powitań ze strony wszystkich gości.
— Rygorysta Rigou, wykrzyknął dowcipny poborca Guerbet, podając staremu rękę, w którą ten złożył wskazujący palec swej prawicy.
— Nieźle, nieźle, rzekł sędzia pokoju, istotnie, nasz dziedzic z Blangy jest srogi rygorysta.
— Mój Boże, odparł gorzko Rigou, oddawna już nie jestem kogutem w mojej wiosce.
— Inaczej powiadają kury, ty zbrodniarzu, rzekła pani Soudry, uderzając figlarnie pana Rigou wachlarzem.
— Jak zdrowie kochanego pana, dobrze? spytał rejent pozdrawiając swego najlepszego klienta.
— Tak sobie, odparł Rigou wysuwając z kolei wskazujący palec do rejenta.
Ten gest, którym Rigou sprowadzał uścisk ręki do najchłodniejszego symbolu, odmalowałby całego człowieka gdyby ktoś go nie znał.
— Znajdźmy jakiś kącik, gdziebyśmy mogli po-