Strona:PL Balzac - Chłopi. T. 2.djvu/141

Ta strona została przepisana.

rzekł klepiąc po kolanie Soudryego, przyjdziemy coś przetrącić do niego, naprzytkład w południe na śniadanie. Niech mu pan opowie wszystko, aby każdy z nas mógł rzecz przetrawić; trzeba bowiem raz skończyć z tym przeklętym Tapicerem. Kiedym tu jechał do was, myślałem sobie, że trzebaby poróżnić Tapicera z sądami, tak aby minister rozśmiał mu się w nos, kiedy on przyjdzie go prosić o zmiany w personelu La-Ville-aux-Fayes...
— Niech żyją osoby duchowne!... wykrzyknął Lupin uderzając go w ramię.
Panią Soudry tknęła natychmiast myśl, która mogła przyjść do głowy jedynie ex-pokojówce kurtyzany.
— Gdybyśmy, rzekła, mogli ściągnąć Tapicera na zabawę do Soulanges, i wypuścić na niego dziewczynę tak piękną, żeby dla niej stracił głowę... W ten sposób poróżnilibyśmy go z żoną, którąby się oświeciło, że tapicerski synek zawsze wraca do swoich dawnych amorów...
— Haha, moja śliczna, wykrzyknął Soudry, ty jedna masz więcej sprytu, niż cała policja w Paryżu!
— Ten pomysł świadczy, że pani jest naszą królową zarówno z inteligencji co z urody, rzekł Lupin.
Lupin otrzymał w nagrodę grymas, który śmietanka Soulanges przyjmowała zgodnem porozumieniem jako uśmiech.
— Możnaby zrobić lepiej, odparł Rigou, który długo trwał w zamyśleniu. Gdyby z tego mógł wyniknąć skandal...