Strona:PL Balzac - Chłopi. T. 2.djvu/145

Ta strona została przepisana.

dali że paryskie Tivoli góruje nad Soulanges jedynie rozmiarami. Gaubertin wolał wręcz bal Socquarda od balu Tivoli.
— Myślmy wszyscy nad tem, podjął Rigou. Ten Paryżanin, redaktor, znudzi się w końcu swemi rozkoszami; przy pomocy służby uda się ich wszystkich ściągnąć na jarmark. Pomyślę o tem. Sibilet, mimo że jego wpływy djabelnie spadają, mógłby podsunąć swemu pryncypałowi, że to jest droga do popularności.
— Dowiedz się pan, czy piękna hrabina skąpo udziela się swemu władcy, wszystko zależy od tego, gdy chodzi o wypłatanie mu psoty w Tivoli, rzekł Lupin do Rigou.
— Ta kobietka, wykrzyknęła pani Soudry, zanadto jest Paryżanką, aby nie umiała lawirować między kozą a kapustą.
— Fourchon wypuścił swoją wnuczkę Katarzynę na Karola, młodszego kamerdynera u Tapicerów; będziemy mieli niebawem ucho w apartamentach pałacu, odparł Rigou. Czy jesteście pewni księdza Taupin?... rzekł widząc wchodzącego proboszcza.
— Księdza Mouchon i jego trzymamy tak, jak ja trzymam mego Soudry!... rzekła pani Soudry gładząc pod brodę męża. Poczem dodała: „Biedny kotuś, nie dzieje ci się krzywda!“
— Jeżeli zdołam zastawić pułapkę na tego świętoszka Brossette, liczę na nich!... rzekł z cicha Rigou wstając, ale nie wiem czy solidarność sąsiedzka przeważy solidarność księżą. Wy nie wiecie co to jest.