Strona:PL Balzac - Chłopi. T. 2.djvu/146

Ta strona została przepisana.

Ja sam, który nie jestem głupcem, nie ręczyłbym za siebie, kiedy się rozchoruję. Pojednam się z pewnością z Kościołem.
— Niech nam pan pozwoli mieć tę nadzieję, rzekł proboszcz, na którego intencję Rigou umyślnie podniósł głos.
— Niestety, moje nieszczęsne małżeństwo broni mi tego pojednania, odparł Rigou; nie mogę zamordować mojej żony.
— Na razie myślmy o Aigues, rzekła pani Soudry.
— Tak, odparł ex-benedyktyn. Czy wiecie, że nasz kmotr z La-Ville-aux-Fayes sprytniejszy jest od nas. Tak mi się coś zdaje, że Gaubertin chciałby mieć Aigues dla siebie samego i że nas wykieruje, odparł Rigou.
W czasie drogi lichwiarz wiejski opukał kijem podejrzliwości ciemne punkty, które u Gaubertina dźwięczały głucho.
— Ależ Aigues nie będą dla nikogo z nas trzech, trzeba je zburzyć aż do ziemi, odparł Soudry.
— Tem bardziej, że nie dziwiłbym się, gdyby tam było ukryte złoto, rzekł chytrze Rigou.
— Ba!
— Tak, w czasie dawnych wojen, panowie, często oblegani, napadani znienacka, grzebali swoje dukaty aby je odnaleźć potem. Wiecie, że margrabia de Soulanges-Hautemer, na którym młodsza linja wygasła, był jedną z ofiar sprzysiężenia Birona. Hrabina de Moret otrzymała te dobra drogą konfiskaty...
— Co to znaczy umieć historję! rzekł żandarm.