Strona:PL Balzac - Chłopi. T. 2.djvu/147

Ta strona została przepisana.

Ma pan słuszność, czas postawić rzecz jasno z Gaubertinem.
— A jeżeli kręci, rzekł Rigou, potrafimy go zażyć.
— Jest teraz dość bogaty, rzekł Lupin, aby być uczciwym.
— Ręczyłabym za niego jak za siebie, odparła pani Soudry, to najuczciwszy człowiek pod słońcem.
— Wierzymy w jego uczciwość, odparł Rigou, ale nie trzeba niczego zaniedbywać, między przyjaciółmi... Ale, ale, podejrzewam kogoś w Soulanges, że chce nam buty uszyć...
— Któż taki? spytał Soudry.
— Plissoud, odparł Rigou.
— Plissoud! powtórzył Soudry, biedna szkapa, Brunet trzyma go uzdą, a żona żłobem; spytajcie Lupina.
— Co on może zrobić? rzekł Lupin.
— Chce, odparł Rigou, oświecić Montcorneta, zyskać jego protekcję i zdobyć awans...
— To mu nie przyniesie nigdy tyle, co jego żona w Soulanges, rzekła pani Soudry.
— On mówi wszystko żonie kiedy jest zawiany, zauważył Lupin; dowiemy się na czas.
— Piękna pani Plissoud nie ma tajemnic dla pana, odparł Rigou; możemy tedy być spokojni.
— Jest zresztą równie głupia jak ładna, odparła pani Soudry. Nie zamieniłabym się z nią; gdybym bowiem była mężczyzną, wolałabym raczej kobietę brzydką a sprytną, niż piękność która nie umie zliczyć trzech.