Strona:PL Balzac - Chłopi. T. 2.djvu/148

Ta strona została przepisana.

— Hm, odparł rejent przygryzając wargi, za to przy niej umie się liczyć do trzech.
— Samochwał! odparł Rigou kierując się do drzwi.
— A więc, rzekł Soudry odprowadzając kuma, do jutra, a wcześnie.
— Wstąpię po ciebie... Słuchajno, Lupin, rzekł do rejenta który wyszedł wraz z nim aby kazać osiodłać konia, staraj się aby pani Sarcus wiedziała wszystko co Tapicer będzie knuł przeciw nam w prefekturze...
— Gdyby ona nie miała wiedzieć, któżby wiedział?... odparł Lupin.
— Przepraszam, rzekł Rigou który uśmiechnął się sprytnie patrząc na Lupina, widzę ty tylu głupców, że zapomniałem że jest tu człowiek z głową.
— To prawda; sam nie wiem, w jaki sposób jeszcze tu nie zardzewiałem, odparł naiwnie Lupin.
— Czy to prawda, że Soudry wziął pokojówkę...?
— Ależ tak, odparł Lupin, od tygodnia pan mer próbuje uwydatnić przymioty swojej żony porównywując ją z młodą dziewczyną, prosto od krowy; nie wiem jeszcze jak on się urządza z panią Soudry, ma bowiem tę bezczelność, że kładzie się bardzo wcześnie...
— Dowiem się jutro, rzekł wiejski Sardanapal usiłując się uśmiechnąć.
Dwaj głębocy politycy uścisnęli sobie ręce na pożegnanie.
Rigou, który nie chciał się znaleźć w nocy na gościńcu, mimo bowiem świeżej popularności był zawsze