Strona:PL Balzac - Chłopi. T. 2.djvu/15

Ta strona została przepisana.

stronę, rzekła cicho. Lubię oglądać ten pawilon i jego dwie turkawki, tak jak miło jest oglądać ładny krajobraz.
I oparła się znacząco na ramieniu Emila Blondet, aby się z nim podzielić wrażeniem nader subtelnem, które nie łatwo wyrazić, ale które kobiety odgadną.
— Chciałbym być odźwiernym w Aigues, odparł Blondet z uśmiechem. Ale co pani? dodał widząc wyraz smutku, jaki te słowa ściągnęły na twarz hrabiny.
— Nic.
— Zawsze kiedy kobiety mają coś ważnego, odpowiadają obłudnie: Nic.
— Ależ mogą nas oblegać myśli, które wam wydają się lekkie, a które dla nas są straszne. I ja także zazdroszczę losu Olimpji...
— Niech Bóg panią wysłucha! rzekł ksiądz Brochette uśmiechając się, aby odjąć tym słowom całą ich powagę.
Pani de Montcornet uczuła niepokój widząc w postaci i rysach Olimpji wyraz lęku i smutku. Ze sposobu, w jaki kobieta ciągnie nitkę przy każdym ściegu, druga kobieta odgadnie jej myśli. W istocie, mimo że ubrana w ładną różową sukienkę, z gołą głowa i starannie uczesana, pani Michaud nie miała w główce myśli zgodnych z jej strojem, z tym pięknym dniem, z jej robótką. Jej piękne czoło, jej spojrzenie gubiące się chwilami w piasku albo w liściach, na które patrzyła bezwiednie, wyrażały głębo-