Strona:PL Balzac - Chłopi. T. 2.djvu/166

Ta strona została przepisana.

Poznając bogacza, Vermut przyspieszył kroku. Rigou podszedł doń i szepnął mu do ucha.
— Czy sądzi pan, że istnieją środki zdolne zniszczyć tkankę skórną aż tak aby spowodować istotną chorobę, jak naprzykład obieranie palca?
— Jeśli wda się w to pan Gourdon, owszem, odparł mały uczony.
— Vermut, ani słowa o tem, albo się pogniewamy; ale niech pan wspomni o tem panu Gourdon, i niech mu pan powie, aby zaszedł do mnie pojutrze: dostarczę mu dosyć delikatnej operacji, ucięcie palca.
Zaczem były mer, zostawiając aptekarza osłupiałego, siadł na bryczkę koło Marji Tonsard.
— No i co, mała żmijko, rzekł biorąc ją za rękę, skoro przywiązał lejce do pierścienia na przedzie skórzanego fartucha zamykającego karjolkę i skoro koń ruszył truchtem; myśilsz tedy, że utrzymasz Bonnebaulta pozwalając sobie na podobne wybryki?... Gdybyś była mądra, popierałabyś jego małżeństwo z tą baryłą, i wówczas mogłabyś się zemścić.
Marja nie mogła się wstrzymać od uśmiechu:
— Och! jakiż pan jest zły! pan to jest mistrz nas wszystkich!
— Słuchaj, Marjo, ja lubię chłopów, ale nie trzeba, aby ktoś z waszych polował na moim gruncie... Twój brat Mikołaj, jak powiada Aglae, goni za Pechiną. To nie dobrze; ja opiekuję się tem dzieckiem, zapiszę jej trzydzieści tysięcy franków i chcę ją dobrze wydać za mąż. Dowiedziałem się, że Mikołaj, przy pomocy twojej siostry Katarzyny, omało nie zabił tej małej dziś