Strona:PL Balzac - Chłopi. T. 2.djvu/169

Ta strona została przepisana.

— Gdyby pan był generałem, jakby się pan wziął do rzeczy? spytał Viollet.
— Och, bardzo poprostu, odparł Amaury biorąc kij bilardowy pod pachę i czekając aż Plissoud skończy. Przedewszystkiem, wybrałbym się do pani Soudry...
— Tego nie zrobi nigdy... wykrzyknął Viollet.
— To głupio, odparł spokojnie Amaury. Wziąłbym tę małpę w kąt, i szepnąłbym jej: „Ty i twój mąż trzymacie z mymi wrogami i chcecie mnie zmusić do sprzedaży...
— Alboż on wie o tem! wykrzyknął znowu Viollet.
— Pozwól mi mówi, podjął Amaury: „Jesteście wspólnikami bandy Rigou, Gaubertina i innych, i judzicie na mnie tysiąc łajdaków, Bonnebaulta, Tonsarda, którzy mnie grabią...”
— I dobrze robią, odparł Bonnebault. Za cóż pan chcesz abym grał tutaj? Zapomina pan, że wy mi tu odbieracie moją zwierzynę już z truflami, drogi panie!...
— Bonnebault, cicho siedź, rzekł Plissoud. Pozwól mówić panu Lupin...
— Zatem, ciągnął Amaury, Montcornet powiedziałby chłodno tej małpie: „Proszę, abyście się zachowywali spokojnie. Co zaś do was, oto mój plan: jeśli nie zaprzestaniecie intryg...“
— No, co za projekt? rzekł Plissoud.
— „Kazałem odszukać jednego ze spadkobierców panny Laguerre i wpakuję was ślicznie do więzienia za kradzież, ponieważ obnosisz pani od dwóch lat