Strona:PL Balzac - Chłopi. T. 2.djvu/178

Ta strona została przepisana.

wane biało, siedzenia zielone safjanowe, goździki złote. Masywny mahoniowy stół pokryty był zieloną ceratą w wielkie ciemne kraty, obwiedzioną zielonym pasem. Posadzka w deseń, starannie utrzymana przez Urbana, świadczyła o staranności, z jaką dawne pokojówki każą się obsługiwać.
— Ba! to za drogo kosztuje, powiedział sobie Rigou... W mojej jadalni je się równie dobrze jak tutaj, a mam dochód od pieniędzy, które trzebaby wydać na te niepotrzebne zbytki. Gdzież jest pani Soudry, spytał mera, który ukazał się zbrojny w czcigodną butelkę.
— Śpi.
— A ty już nie mącisz jej snu, rzekł Rigou.
Były żandarm mrugnął filuternie okiem i pokazał szynkę, którą wnosiła ładna służąca Joasia.
— To orzeźwia człowieka, taki ładny kąsek, rzekł mer; robiona w domu; napoczęta ledwo wczoraj...
— Ej, kumie, nie widziałem u ciebie tej dziewuszki? gdzieś ją wyłowił? szepnął ex-benedykt do ucha Soudryego.
— Jest jak ta szynka, odparł żandarm mrugając znowu, mam ją od tygodnia.
Joasia, jeszcze w nocnym czepeczku, z bosemi nogami w pantoflach, w pospiesznie, chłopskim sposobem wdzianym staniku z chusteczką, która niedostatecznie kryła jej młode i świeże wdzięki, była nie mniej apetyczna od szynki chwalonej przez Soudryego. Była nieduża i pulchna; czerwono pocentkowane gołe ramiona kończyły się grubemi rękami o krót-