Strona:PL Balzac - Chłopi. T. 2.djvu/180

Ta strona została przepisana.

Na rozkaz pana Joasia poszła mu przyrządzić wszystko do ubrania.
— Przyrzekłeś się z nią ożenić po śmierci żony? spytał Rigou.
— W naszym wieku, odparł żandarm, zostaje nam już tylko ten środek.
— Przy ambitnej dziewczynie, to byłby sposób aby zostać rychło wdowcem, odparł Rigou; zwłaszcza gdyby pani Soudry mówiła przy Joasi o swojej metodzie mydlenia schodów.
Zdanie to pogrążyło dwóch mężów w zadumie. Kiedy Joasia oznajmiła że wszystko gotowe, Soudry rzucił jej: „Chodź mi pomóc“, co przyprawiło o uśmiech ex-benedyktyna.
— Oto jeszcze różnica, rzekł, ja zostawiłbym cię z Anusią bez obawy, mój stary.
W kwadrans potem, Soudry, paradnie wystrojony, wsiadł do karjolki i dwaj przyjaciele okrążyli jezioro Soulanges aby się udać do La-Ville-aux-Fayes.
— A ten zamek?... rzekł Ritgou, dojeżdżając do miejsca, z którego zamek ukazał się z profilu.
Stary rewolucjonista wyrzekł te słowa tonem zdradzającym nienawiść, jaką łyki wiejskie żywią do wielkich zamków i wielkich posiadłości.
— Ba, póki ja żyję, mam nadzieję że będzie stał spokojnie, odparł ex-żandarm. Hrabia de Soulanges był moim generałem, był dla mnie dobry, postarał mi się o przyzwoitą emeryturę, i gospodaruje przez Lupina, którego ojciec zrobił na tem majątek. Po Lupinie będzie inny, i dopóki będą Soulanges’owie, będzie