Strona:PL Balzac - Chłopi. T. 2.djvu/224

Ta strona została przepisana.

wrotem w stronę klombu kwiatów, chciała wydostać się z lasu.
— Co pani?... krzyczał Blondet, niespokojny, biegnąc za nią.
— Zdawało mi się, że widzę oczy... rzekła, kiedy dotarła do ścieżki, którą przybyli do węglarki. W tej chwili, usłyszeli głuchą agonję istoty mordowanej znienacka. Hrabina, której strach podwoił się, uciekła tak żywo, że Blondet zaledwie jej mógł nadążyć. Biegła, biegła, jak błędny ognik, nie słyszała Emila, który krzyczał: „Myli się pani...“. Biegła ciągle. Blondet zdołał ją dogonić, i biegli tak oboje coraz dalej. Wreszcie oparli się o państwa Michaud, którzy nadchodzili prowadząc się pod rękę. Emil zdyszany, hrabina bez tchu, jakiś czas nie mogli mówić, poczem wytłómaczyli sytuację. Michaud zaczął wraz z Blondetem żartować ze strachów hrabiny; poczem wyprowadził dwoje zbłąkanych na ścieżkę wiodącą do kabrjoletu. Kiedy dochodzili do barjery, pani Michaud krzyknęła:
— Książę!
— Książę! Książę! krzyczał strażnik, gwizdał raz, drugi, jeszcze raz, ani śladu charta.
Emil wspomniał o osobliwych odgłosach od których zaczął się ten popłoch.
— Moja żona słyszała ten hałas, ale ja się z niej wyśmiałem.
— Zabito Księcia! wykrzyknęła hrabina, jestem pewna teraz, zabito go podrzynając mu gardło od je-