Strona:PL Balzac - Chłopi. T. 2.djvu/225

Ta strona została przepisana.

dnego zamachu; to co słyszałam, to był ostatni jęk konającego zwierzęcia.
— Do licha! rzekł Michaud, rzecz warta, aby ją wyświetlić.
Emil i Michaud zostawili panie z Józefem i końmi, i wrócili do gaju wyrosłego na dawnej węglarce. Zeszli do jeziorka, przestrząsnęli zarośle, nie znaleźli żadnego śladu. Blondet wyszedł pierwszy, ujrzał w kępie drzew rosnących wyżej jedno z owych drzew z uwiędłemi liśćmi; pokazał je Michaudowi i chciał je iść obejrzeć. Obaj puścili się na przełaj przez las, omijając pnie, okrążając krzaki głogów i nieprzebyte haszcze i znaleźli drzewo..
— Piękny wiąz! rzekł Michaud, ale to robak, robak który ogryzł dokoła korę u jego stóp. Schylił się, wziął korę i podniósł ją: „O, niech pan patrzy, co za robota!“.
— Dużo jest robaków w waszym lesie, rzekł Blondet.
W tej chwili, Michaud spostrzegł o kilka kroków czerwoną plamę, dalej zaś głowę swego charta. Westchnął: „Łajdaki! Pani miała słuszność!“.
Blondet i Michaud poszli obejrzeć ciało i stwierdzili, że jak przeczuła hrabina, ucięto Księciu głowę; aby zaś nie szczekał, zwabiono go kawałkiem wędzonki, który jeszcze trzymał w pysku.
— Biedne zwierzę, zginęło tem czem grzeszyło!
— Zupełnie jak prawdziwy książę, rzekł Blondet.
— Był tu ktoś, kto umknął nie chcąc abyśmy go