Strona:PL Balzac - Chłopi. T. 2.djvu/227

Ta strona została przepisana.

chaud i opowiedział im koniec Księcia, oraz smutne odkrycie jakiego stał się powodem.
— Mój Boże, powiedzmy to generałowi zanim siądzie do śniadania! wykrzyknęła hrabina; mógłby paść od gniewu.
— Przygotuję go, rzekł Blondet.
— Zabili psa, rzekła Olimpja wycierając łzy.
— Więc tak lubiłaś tego charta, moje dziecko, rzekła hrabina, że go tak opłakujesz?...
— Myślę o Księciu jedynie jako o złowrogiej przepowiedni; drżę aby się mężowi nie zdarzyło nieszczęście.
— Jak oni nam zepsuli ten ranek! rzekła hrabina z rozkoszną minką.
— Jak oni psują okolicę! odparła smutno młoda kobieta.
Zastali generała przy bramie.
— Skądże wy wracacie? rzekł.
— Dowie się pan, odrzekł Blondet z tajemniczą miną, pomagając wysiąść pani Michaud, której smutek uderzył hrabiego.
W chwilę potem, Blondet i generał znaleźli się na terasie...
— Potrafi pan zapanować nad sobą, nie wpadnie pan w gniew... nieprawdaż?
— Nie, odparł generał, ale niech pan mówi o co chodzi, bo inaczej pomyślę, że pan sobie żartuje ze mnie...
— Widzi pan te drzewa z martwemi liśćmi?
— Tak.