Strona:PL Balzac - Chłopi. T. 2.djvu/23

Ta strona została przepisana.

Pechiną, Justyn mi powiedział. To byłoby okropne, bo tutejsi ludzie żyją doprawdy jak zwierzęta; ale Justyn, naszych dwoje służby i ja czuwamy nad małą, toteż niech pani będzie spokojna; nie wychodzi nigdy sama, chyba w biały dzień, i to najwyżej do bramy. Gdyby przypadkiem wpadła w zasadzkę, uczucie jej dla Justyna dałoby jej siłę i spryt do obrony, bo kobieta, która kocha kogoś, umie się oprzeć nienawistnemu mężczyźnie.
— To dla niej przyszłam tutaj, odparła hrabina; nie wiedziałam jak potrzebna była ci moja wizyta, bo, moje dziecko, ta mała wypięknieje!...
— Och, pani, odparła Olimpja z uśmiechem, ja jestem pewna Justyna. Co za człowiek! Co za serce!... Gdyby pani wiedziała, jaką głęboką wdzięczność on ma dla generała, któremu, powiada, zawdzięcza swoje szczęście! Jest aż zanadto oddany. Naraziłby swoje życie, jak na wojnie, i zapomina że niedługo może być ojcem rodziny.
— Wiesz, żałowałam cię, rzekła hrabina rzucając Olimpji spojrzenia, od którego młoda mężatka zarumieniła się; ale już nie żałuję niczego, widząc cię szczęśliwą. Co za wspaniała i szlachetna rzecz miłość w małżeństwie! dodała wypowiadając głośno myśl, której nie śmiała wprzód wyrazić księdzu Brossette.
Wirginja de Troisville zadumała się, a pani Michaud uszanowała to milczenie.

~ Powiedz mi, czy ta mała jest uczciwa? spytała hrabina, budząc się jak ze snu.