Strona:PL Balzac - Chłopi. T. 2.djvu/246

Ta strona została przepisana.

kana twarz wydaje mi się zbrojna jakimś posępnym lub groźnym wyrazem.
Nazajutrz rano, w salonie mera w La-Ville-aux-Fayes, pan Gaubertin przyjął podprefekta tem zdaniem:
— I cóż, panie des Lupeaulx, wraca pan z Aigues?...
— Tak, odparł podprefekt z miną dyskretnego tryumfu, obejmując tkliwem spojrzeniem pannę Elizę, boję się, że stracimy generała, sprzeda swój majątek..
— Mężusiu, polecam ci moją willę... nie chcę już tego hałasu, tego kurzu w La-Ville-aux-Fayes; jak biedny uwięziony ptak wdycham zdaleka powietrze pól, lasów, rzekła omdlewającym głosem pani Izaura z nawpół zamkniętemi oczyma, pochylając głowę na ramię, i kręcąc niedbale pierścienie swoich blond włosów.
— Bądźże ostrożna... rzekł pocichu Gaubertin, takie paplanie nie pomoże mi do kupienia pawilonu... Następnie, zwracając się do podprefekta: Więc wciąż niema sposobu odkryć sprawców morderstwa? spytał.
— Zdaje się, że nie, odparł podprefekt.
— To bardzo zaszkodzi sprzedaży Aigues, rzekł Gaubertin głośno, jabym ich nie kupił... Ludzie tutejsi są zbyt niesforni, nawet za czasu panny Laguerre miałem z nimi spory, a przecież sam Bóg wie jak ona na wszystko pozwalała.
Z końcem maja nic nie zwiastowało aby generał miał zamiar sprzedawać Aigues, był niezdecydowany. Pewnego wieczora, około dziesiątej, wracał z lasu je-