Strona:PL Balzac - Chłopi. T. 2.djvu/28

Ta strona została przepisana.

i ścigać, bo dzbanek rzucono w bok, rzekł ksiądz Brossette badając teren.
— Och, tak, to jest stopa Pechiny, rzekł Michaud. Ślad jej nóg obróconych w miejscu świadczy o nagłym przestrachu. Mała rzuciła się gwałtownie w stronę dworku, chcąc wracać.
Wszyscy udali się za śladami, wskazywanemi palcem przez generalnego strażnika, który szedł badając je i który zatrzymał się w alei, o sto kroków od stłuczonego dzbanka, w miejscu gdzie się kończyły ślady Pechiny.
— O, dodał, skierowała się ku Awonie, może była osaczona od strony dworku.
— Ależ, wykrzyknęła pani Michaud, to już przeszło godzina jak jej niema!
Groza odbiła się na wszystkich twarzach. Proboszcz pobiegł w stronę dworku badając drogę, gdy Michaud, wiedziony tą samą myślą, udał się aleją w stronę Couches.
— Och, Boże, ona tu padła, rzekł Michaud wracając z miejsca gozie kończyły się ślady ku Srebrnemu Potokowi, do miejsca gdzie kończyły się one również w środku Alei... O, patrzcie! rzekł wskazując.
Wszyscy ujrzeli w istocie na piasku ślad wyciągniętego ciała.
— Ślady, które idą w stronę lasu, to ślady nóg obutych, rzekł proboszcz.
— To stopy kobiety, rzekła hrabina.
— A tam, w miejscu rozbitego garnka, to ślady mężczyzny, dodał Michaud.