Strona:PL Balzac - Chłopi. T. 2.djvu/43

Ta strona została przepisana.

rety i kobiety ubranej tak jak hrabina de Montcornet. Ta niemal poczwarna dziewczyna o czarnogórskiej energji, kochała wielkiego, pięknego, szlachetnego Michaud; ale tak jak dzieci w tym wieku umieją kochać, to znaczy z wściekłością dziecinnego pożądania, z nadmiarem sił młodości, z oddaniem które u prawdziwych dziewic rodzi boskie poezje. Katarzyna dotknęła tedy swemi grubemi rękami najtkliwszych strun tej harfy, napiętych tak że bliskie były pęknięcia. Tańczyć wobec pana Michaud, iść na zabawę do Soulanges, błyszczeć tam, zapisać się we wspomnieniu tego uwielbianego władcy?... Co za myśli! rzucić je w tę wulkaniczną głowę, czyż to nie znaczyło rzucić rozpalone węgle w słomę wystawioną na sierpniowe słońce?
— Nie, Katarzyno, odparła Pechina, ja jestem brzydka, wątła, mój los jest żyć w moim kąciku, zostać starą panną, samą na świecie.
— Mężczyźni lubią cherlawe, odparła Katarzyna. Widzisz mnie, co? rzekła pokazując swoje piękne ramiona, podobam się Godainowi, który jest szczera pokraka, podobam się małemu Karolowi, który jeździ z panem hrabią, ale młody Lupin boi się mnie. Powiadam ci. Małe chłopy kochają mnie i powiadają w La-Ville-aux-Fayes i w Soulanges: „Tęgi kawał dziewuchy!“ Otóż ty będziesz się podobała pięknym mężczyznom...
— Och, Katarzyno, czy to prawda co ty mówisz!... wykrzyknęła Pechina w zachwycie.
— Tak dalece prawda, że Mikołaj, najpiękniejszy